Recenzja filmowa: Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem

Film miał swoją światową premierę 7 września 2017, a w polskich kinach pojawił się 27 października 2017 roku.

Zobacz też: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

 

Film o tenisistach, ale samego  tenisa mamy tu mało. Twórcy skupili się bardziej na bohaterach niż na sporcie, co filmowi tylko wyszło na dobre. A chodzi o legendarnego Björna Borga i niepokornego Johna McEnroe. Nie trzeba być fanem bekhendów i volleyów, żeby kojarzyć tą parę sportowych rywali.

Osią filmu jest Wimbledon w 1980 roku, czyli najbardziej prestiżowy turniej tenisowy na świecie. Ostatnie cztery wygrał Borg i wszyscy oczekują, że będzie kontynuował tą serię. Presja jest nie do zniesienia, do tego mistrz czuje już oddech głodnego sukcesu dwudziestolatka, który liczy na swój pierwszy w karierze tytuł. Oczywiście rywale są różni pod każdym możliwym względem, co zdaje się dolewać oliwy do ognia. Jednak twórcy skupiają się również na podobieństwach. I tak z retrospekcji możemy się dowiedzieć, że w dzieciństwie Borg był równie niepokorny jak McEnroe, co prawie przekreśliło jego sportową karierę. Na szczęście trafił na trenera, któremu udało się tą złość odpowiednio ukierunkować. Oboje też całkowicie podporządkowali swoje życie tenisowi i stają się więcej niż opryskliwi dla najbliższego otoczenia, kiedy zbliża się ważny mecz.

Twórcy wyszli daleko poza konkretną dyscyplinę i nakręcili uniwersalny film o rywalizacji nie tyle z przeciwnikiem, co samym sobą, gdzie o wiele gorsze od bycia ostatnim jest bycie drugim. Co mi tu jedynie przeszkadza, to fakt, że produkcja skandynawska większość reflektorów kieruje na Borga i zdecydowanie z nim „trzyma”. Momentami McEnroe zostaje w tyle i nie do końca wiemy, co powoduje, że ten bardzo utalentowany sportowiec traci kontrolę, rzuca mięsem i doprowadza do wrzenia nawet najbardziej powściągliwą widownię wimbledońską, która nieskrępowanie „buczy”, ilekroć jest on przy piłce. Zasłużył na to, żeby mu się przyjrzeć równie wnikliwie jak powściągliwemu Szwedowi, a tej równowagi tu zdecydowanie zabrakło. Co nie zmienia faktu, że powstało dynamiczne, trzymające w napięciu kino o czymś więcej, niż tylko o sporcie.

(Ala Cieślewicz)

Reżyseria. Janus Metz

Ocena: 7/10